Nie będę ukrywać, nie mam ręki do kwiatów. Ich podlewanie to niby taka prosta i banalna sprawa, ale mi sprawia ogromny problem. Nie mam do tego głowy i choć codziennie pamiętam o mnóstwie rzeczy do zrobienia i załatwienia to podlanie kwiatów jest dla mnie często nie wykonalne. Zawsze odkładam to na później, aż w końcu któregoś dnia jest za późno i właściwie nie ma już czego podlewać 😛 . To dlatego preferuję raczej suszone niż świeże zioła.
Jakiś czas temu kupiłam rozmaryn w doniczce z zamiarem pielęgnowania go i systematycznego podlewania. Ale oczywiście jak zwykle skończyło się na dobrych chęciach. Aktualnie z doniczki wystają suche badyle. Co prawda liczę na to, że mój rozmaryn jeszcze odżyje. Cień nadziei daje mi tych kilka zielonych listków na czubku 🙂 . Suszony rozmaryn jest równie dobry do spożycia jak świeży i na pewno go wykorzystam. Już nawet z kilku gałązek zrobiłam sobie „herbatkę”. Dodałam kilka goździków, ziele angielskie i strąk kardamonu. Pyszne i zdrowe. Ostatnio nawet przeczytałam, że picie naparu z rozmarynu pomaga w zrelaksowaniu się i działa uspokajająco. Jeden łyk i już jestem odstresowana.
dziala rowniez przeciwzapalnie, herbatka ze swiezym rozmawrynem postawila mnie na nogi pare dni temu 😉
a ten zapach…aromat…boski…
Dlatego ja trzymam zioła w ogródku – z reguły są bardzo wytrzymałe więc wystarczy im deszcz. Trzeba jednak zadbać o nie zimą. Majeranek np. nie lubi za dużej wilgoci, więc gdy zapomni sie o osłonięciu go przed śniegiem zgnije w roztopach 🙁
Tego typu zioła są jednorazowe i ciężkie do utrzymania zimą w doniczkach.