Dzień dobry! Jak Wam minął październik?
Mi jak zwykle pracowicie. Październik to koniec intensywnego sezonu ślubnego, trochę nadgoniłam pracę związaną z obróbką zdjęć i filmów ślubnych. Prawie wszystkie pary, które brały ślub w 2015 i które zaprosiły mnie do współpracy przy uwiecznianiu tego ważnego w życiu dniu dostały już swoje albumy i filmy. Pozostałe osoby otrzymają zdjęcia pod koniec listopada. Przygotowywanie albumów ślubnych jest jedną z fajniejszych rzeczy, wszystko zaczyna układać się w całość no i w końcu widać efekty mojej pracy, więc pewnie dlatego tak bardzo lubię to robić (oczywiście samo robienie zdjęć podczas ślubów i plenerów też sprawia mi wiele radości ). Jeśli jesteście ciekawi moich tegorocznych ślubów to kilka realizacji znajduje się już na mojej drugiej stronie: www.panifotograf.eu oraz na blogu www.panifotograf.eu/blog .
Jesienne inspiracje kulinarne
Oczywiście nie samą pracą żyje człowiek, trzeba jeszcze coś jeść i niewątpliwym faworytem października była dla mnie dynia i kasza jaglana. Udało mi się przygotować kilka przepisów na blaga z wykorzystaniem tych składników, np. pieczona dynia Hokkaido (która jest niesamowicie pyszna i którą odkryłam dosłownie kilka dni temu) i pudding z kaszy jaglanej – to dla mnie idealnie drugie śniadanie. Planuję jeszcze kolejne wpisy z kaszą jaglaną w roli głównej bo wpłynęła ona niesamowicie pozytywnie na mój organizm.
Jesienne inspiracje książkowe
Ta „faza” na kaszę jaglaną zaczęła się od książki „Jaglany detoks” Marka Zaręby (której najprawdopodobniej poświęcę jeszcze osobny wpis). Ta książka to nie tylko zbiór przepisów na kaszą jaglaną. To poradnik racjonalnego i świadomego żywienia, który porusza ważny temat, o którym dziś się zapomina, a który mnie osobiście bardzo interesuje – czyli to, że człowiek nie składa się tylko z ciała czyli tego co widać, ale też ze sfery umysłowej, emocjonalnej i duchowej. A mam moim zdanie ludzie zbyt mocno koncentrują się tylko na widocznym czyli cielesnym aspekcie życia pomijając 3 pozostałe sfery. To w konsekwencji prowadzi do wielu chorób, przyczynia się do życia w nieświadomości i pogłębiania złych nawyków i to nie tylko żywieniowych.
Poza „Jaglanym detoksem”, przeczytałam jeszcze jedną naprawdę wartą polecenia książkę – „Jesteś marką”Joanny Malinowskiej-Parzydło. Na początku myślałam, że książka będzie przewidywalna i niczego ciekawego z niej nie wyniosę, bo co nieco na ten temat już wiem i kilka książek o budowaniu i zarządzaniu marką przeczytałam. Jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jest napisana w bardzo przystępny sposób i porusza zagadnienia związane z budowaniem marki w nico innym kontekście. Słowo marka kojarzy się z firmą (przynajmniej mi się tak najczęściej kojarzy) i mało kto jest świadomy tego, że ta naprawdę każdy żywy człowiek pracuje na swoją markę osobistą. Nikt nie żyje odizolowany od świata zewnętrznego. Mamy kontakt z różnymi osobami, pracujemy z innymi i dla innych, chodzimy na zakupy, spotykamy się ze znajomymi itp. I ci wszyscy ludzie, których spotykamy na swojej drodze (także wirtualnie) mają o nas jakieś zdanie, jakąś wyrobioną opinię na nasz temat. I to jakie to zdanie będzie zależy od właściciela danej ocenianej marki czyli od nas samych. Mamy wpływ na własne życie i nasze bardziej lub mniej świadome decyzje życiowe wpływają na to jak postrzegają nas inni. Dlatego warto zastanowić się nad tym czy inni widzą nas naprawdę tak jak chcielibyśmy być postrzegani. Książka nie mówi o człowieku jako o produkcie z supermarketu, ani nie mówi o tym jak się lansować, zupełnie nie o to w niej chodzi. Książka pomaga stać się sobą, uczy świadomości siebie. Zadawane w niej pytania i ćwiczenia motywują do zastanowienia się nad swoim życiem i tym co jest dla Ciebie ważne. Ogólnie książkę zaliczyłam bym do tych, które każdy przeczytać powinien.
Książka, którą czytałam dla czystego relaksu i która umilała mi październikowe wieczory to „Wilk w Wall Street” Jordana Belforta. Tak wiem, niektórzy powiedzą, że czytanie tego było modne jakiś rok czy dwa temu, gdy na ekranach królował film o tym samym tytule. Jednak ja nie mam czasu na bycie na czasie z nowościami wydawniczymi i w sumie wcale tego nie żałuję. Czytam i ogólnie staram się żyć w swoim tempie (choć wiadomo czasem trzeba mocno przyspieszyć żeby się wyrobić z wszystkimi zobowiązaniami). W każdym razie książka wywołała u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony czytało ją się z zapartym tchem, a z drugiej strony przygody głównego bohatera i jego styl życia niejednokrotnie budziły we mnie niedowierzanie i obrzydzenie. Jest to podobno (podobno bo nie mogę uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę) autobiografia Jordana Belforta, znanego w latach 90-tych przedsiębiorczego gościa, który całkiem sporo zarabiał i całkiem sporo wydawał na różne używki życia ziemskiego. Trudno mi uwierzyć, że przedstawione wydarzenia w tej książce były prawdziwe i tak wygląda (lub wyglądała kiedyś) praca i życie ludzi pracujących na giełdzie. Z jednej strony podziwiam głównego bohatera, że potrafił prowadzić wielką firmę i osiągać duże sukcesy zawodowe jednocześnie będąc wiecznie naćpanym. Z drugiej strony cała ta historia wywołuje we mnie spore zniesmaczenia. Żeby wyrobić sobie własne zdanie na temat tej książki musicie ją przeczytać (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście). Jest tam dużo seksu, narkotyków, alkoholu i mnóstwo różnorakich przekrętów więc to chyba wystarczająca zachęta aby sięgnąć po tę książkę. Co nie ?
Dom tymczasowy dla psa
Pod koniec września i na początku października mieszkała u mnie Bunia, suczka, którą szukała domu. Razem z moim mężem przygotowywaliśmy ją do życia w mieście i mieszkaniu. Trochę ją podszkoliliśmy no i udało się!. Bunia znalazła swoją nową rodzinę. Bardzo mnie to cieszy bo to jest naprawdę fajny pies i szkoda było by gdyby musiała spędzić życie na łańcuchu. Historia Buni na filmie poniżej.
Po sukcesie Buni, która może dostarczać wiele radości swojej nowej rodzinie postanowiliśmy pomóc kolejnemu psu schroniskowemu. Aktualnie mieszka u nas Guciu, który jest jeszcze większym pieszczochem niż Bunia. Uczy się ładnie chodzić na smyczy i podstawowych komend żeby jego przyszły właściciel mógł być z niego dumny. To nieduży pies, ma około 4-5 lat. Do schroniska trafił niedawno, błąkał się po ulicach Nowej Soli w niebieskich szelkach więc najprawdopodobniej się zgubił podczas spaceru. Żaden właściciel się po niego nie zgłosił więc Gucio czeka na nowego właściciela , lub może jego „stary” Pan sobie o nim przypomni i go odbierze. Gucio jest w pełni przystosowany do życia w mieszkaniu, zostaje sam w domu i potrafi grzecznie czekać, aż domownicy wrócą z pracy. Czas szkolenie Gucia dobiega końca i żal mi go oddawać do schroniska, więc jeśli szukacie wiernego przyjaciela to dajcie znać, Gucio z chęcią Was pozna 🙂
I tak w dużym skrócie minął mi październik. Polećcie jakąś ciekawą książkę na długie jesienne wieczory (najlepiej jakiś fajny kryminał).