Przy okazji pobytu w Nowym Sączu i jego okolicach chciałam zapoznać się lokalnymi specjałami.
Pytałam mieszkańców tych rejonów jaki produkt jest najbardziej charakterystyczny dla nowosądecczyzny? Czego nie znajdę w żadnej innej części Polski? Najczęściej pojawiającą się odpowiedzą była – łącka śliwowica. Zatem postanowiłam zakupić owy, polecany i zachwalany produkt.
Tym bardziej, że informacje jakie znalazłam w Internecie na ten temat były pochlebne i wysławiały pod niebiosa niepowtarzalny smak i aromat śliwowicy łąckiej. Sama Wikipedia podaje, że: „Śliwowica łącka została uznana w 1989 roku przez urząd konserwatora zabytków w Nowym Sączu za niematerialne dobro kultury narodowej. ” WOW! – pomyślałam – to musi być coś naprawdę wyjątkowego, muszę to mieć – i czym prędzej udałam się do pobliskiego super marketu.
Jak się okazało w sklepie tego nie kupiłam, trzeba mieć znajomości aby nabyć owy trunek. Co wzbudziło we mnie jeszcze większe pragnienie posiadania tej nielegalnej cieczy. Swoją drogą jest to niezły chwyt marketingowy, budowanie aury niedostępności, działanie na granicy prawa i ten dreszczyk emocji! To coś co działa na podświadomość potencjalnego konsumenta i zapewne przyczynia się do zwiększenia sprzedaży 🙂 .
Zatem pewne znajomości sobie wyrobiłam i przywiozłam taką oto buteleczkę z „podróży służbowej” z Nowego Sącza do domu.
Moje pierwsze spotkanie z tym trunkiem było jakieś 5 lat temu. Częstowali mnie nim Czesi u których nocowałam, jedyne co pamiętam to piekielną moc, która wypalała gardło i pozostałe części układu pokarmowego. Więcej jakoś nie pamiętam, ani jak to się robi, ani co w skład tego wchodzi. Intuicja podpowiadała mi, że lepiej zapomnieć i nie wspominać tego wieczoru.
Tym razem jednorazowo postanowiłam zdegustować trunek w symbolicznej ilości. Takiej, która pozwoliła by mi się zapoznać ze smakiem i zapachem, ale jak się okazało nawet symboliczna ilość może zmienić stan świadomości.
Zacznę jednak od samej butelki. Ładna, zalakowana wygląda tak jakby znajdowało się w niej coś naprawdę wyjątkowego. Czytam dokładnie cóż jest na etykiecie napisane. A tam przepis na tradycyjną herbatkę góralską. Cytuję : „do szklanki z łyżeczką wlać Łącką Śliwowicę, zamieszać, wyciągnąć łyżeczką i wypić duszkiem aż do dna„. Zatem zrobiłam tak jak przepis głosił, choć nie do końca bo szklankę zamieniłam na najmniejszy kieliszek jaki znalazłam w domu. Nalałam, powąchałam i w nosie mnie nieźle zakręciło. To dobrze – pomyślałam – zawartość na pewno mocniejsza niż zwykła wódka i taka też ma być (opakowanie podaje że 70% alkoholu jest w tym alkoholu). Poza tym zapach był całkiem przyjemny, wyczuwałam tam delikatną nutę śliwkową. Aczkolwiek nie wiem czy nie jest to siła autosugestii, bo skoro z najlepszych łąckich śliwek ten alkohol jest zrobiony to musi śliwkami pachnieć.
Po wnikliwej ocenie zapachu przyszła kolej na smak. Energicznie przechyliłam kieliszek i poczułam piekący żar w ustach. Lekko słabo mi się zrobiło, nagłe uderzenie gorąca zwaliło mnie z nóg. W panice nalałam wody z kranu do stojącej pod ręką szklanki, zbliżyłam ją do ust, już miałam wypić jednym haustem 250 ml kranówki, ale powstrzymałam się. I teraz z dumą mogę powiedzieć, że piłam śliwowicę bez popitki. Jednak odradzam taki sposób picia, przyjemność w tym jest żadna.
Zdecydowanie przyjemniejsza w smaku jest wersja z czarną słodką herbatą, do której wlałam zaledwie pół kieliszka śliwowicy.
Mimo tego, że użyta ilość była naprawdę niewielka, aromat śliwowicy unosił się w całym pokoju, a każdy łyk rozgrzewał i wprawiał w przyjemny błogostan. W takiej wersji łącka śliwowica jest godnym polecenia trunkiem zwłaszcza w czasie zimowych wieczorów.
Mogę także polecić piwa, łatwiej dostępne, z browaru w Grybowie. Mały browar i piwo inne niż te typowe sklepowe 🙂
Słyszałam o tym piwie! Nawet przejeżdżałam koło browaru i sklepu firmowego w Grybowie 🙂 ale niestety nie miałam okazji się tam zatrzymać i skosztować tego trunku. W Nowym Sączu natomiast szukałam tego Grybowskiego piwa i nie znalazłam w tych sklepach do których zaglądałam. Może następnym razem mi się uda skosztować.
też się chyba skuszę na buteleczkę ;] pozdrawiam serdecznie