Cześć! Dziś będzie o błędach. Każdy z nas od czasu do czasu podejmuje takie, a nie inne decyzje życiowe, które w konsekwencji można nazwać błędami. Błędy są różne i można klasyfikować je w nieskończoność. Ogólnie uważam, że na popełnianych błędach wiele się można nauczyć i nie traktuję ich jako porażek życiowych. Nie warto się bać błędów. Strach przed błędami sprawia, że boimy się angażować w nowe i nieznane wyzwania życiowe, bo może się okazać, że coś nam nie wyjdzie. A to w konsekwencji sprawia, że nie wykorzystujemy nadarzających się okazji i nie rozwijamy swojego potencjału. Dziś jednak temat nie o błędach życiowych i nie o błędach w sztuce lekarskiej tylko o błędach ortograficznych.
O moich błędach
Dziś chcę poruszyć temat bardzo specyficznego rodzaju błędów, które aktualnie moim zdaniem są błahe i nie warto sobie nimi zawracać głowy, ale wielu osobą spędzają one sen z powiek i strasznie się gorączkują, i bardzo emocjonalnie reagują gdy takie błędy wpadną im w oko. Błędy ortograficzne, są tym co popełniam nagminnie od kiedy nauczyłam się pisać. Od zawsze miałam z tym problem i mimo, że znam zasady ortografii, to nie widzę tego czy napisałam dany wyraz poprawnie czy nie. Teraz w dobie komputerów gdy jakiś wyraz podkreśla mi się na czerwono to sprawdzam go literka po literce i szukam w nim błędu, bo na pierwszy rzut oka nie widzę co jest w nim źle, często też proszę kogoś o sprawdzenie danego tekstu (zazwyczaj pada na mojego męża). Ale i tak pomimo podjętych różnorakich wysiłków prewencyjnych w moich tekstach znajduje się mnóstwo błędów ortograficznych (interpunkcyjnych i innych na pewno też).
W czasach szkolnych lekko przez tę moją dysfunkcję nie miałam, zwłaszcza na lekcjach języka polskiego i tylko dzięki uprzejmości moich nauczycielek, które za wypracowania stawiały mi 2 oceny za błędy (zawsze 1) i za treść (raczej miałam w tej kategorii dobre oceny), jakoś udało mi się przechodzić do kolejnych klas. Ale nigdy nie zdała bym matury gdyby nie to, że…
Co zrobić gdy robi się błędy ortograficzne?
Dopiero w liceum przez przypadek dowiedziałam się, że jest coś takiego jak dysortografia i są miejsca w których można się „przebadać” i sprawdzić czy się na to „zwyrodnienie” cierpi (wcześniej żaden nauczyciel tego nie zasugerował). No więc długo nie myśląc udałam się tam, przeszłam szereg różnych testów (także takich obejmujących znajomość zasad gramatyki i ortografii) i zostałam sklasyfikowana jako osoba z dysortografią.
Nie wiem czy w dzisiejszych czasach postępuje się podobnie jak wtedy gdy ja chodziłam do szkoły (a było to za czasów gdy dinozaury chodziły po świecie), ale jeśli Wy lub Wasze dzieci macie takie problemy i w szkołach nadal się tym nikt nie zajmuje i nie diagnozuje, to udajcie się do najbliższej poradni psychologiczno-pedagogicznej i tam zaczerpnijcie informacji na temat tego jak i gdzie można zbadać to czy rzeczywiście cierpi się na dysortografię.
W moich czasach to właśnie w takiej poradni odbywały się badania i testy sprawdzające czy dzieci mają dysortografią i dysleksję. Poradnia wystawiała też opinię, na podstawie której, nauczyciele musi dostosować wymogi edukacyjne do możliwości ucznia itp. Więc moje błędy ortograficzne od momentu wystawienia tej opinii nie były brane pod uwagę i dzięki temu zdałam egzamin maturalny (gdyby nie to nie zdała bym jej do tej pory).
Co to jest dysortografia
W dużym skrócie jest to po prostu pewnego rodzaju zaburzenie uniemożliwiające pisanie wyrazów zgodnie z zasadami ortografii, czyli po prostu robienie licznych błędów ortograficznych. Wiem dobrze, że wyraz który pisze się przez „ó”, a i tak mimo to zdarza mi się napisać „u”. I nawet jak napiszę ktury to nie widzę, że tam jest jakiś błąd. Nie wnikałam w to zaburzenie nigdy głębiej i nie czytałam badań naukowych na temat tego skąd to się bierze (wiem, że biorą tu udział czynniki genetyczne). Jednak nie jest to żadnym mitem i fikcją. Na pewno nie jest to związane z tym, że ktoś jest leniwy i nie chce mu się nauczyć zasad ortografii lub, że ogólnie ktoś się nie lubi uczyć i czytać książek. Jest w tym temacie wiele stereotypów i jeszcze jakiś czas temu dzieci robiące błędy ortograficzne były przez niektórych nauczycieli dyskryminowane. W moim przypadku żaden nauczyciel nie zwrócił na to uwagi i nie wydawało mu się to dziwne, że robię takie błędy i nie zasugerował tego, że mogę mieć dysortografię. Zdarzało się, że podczas sprawdzianu pisemnego np. z historii czy geografii, dostawałam niższą ocenę ze względu na popełnione błędy. Dla niektórych nauczycieli nie liczyło się to, że nauczyłam się z danego tematu, mam wiedzę i odpowiedziała perfekcyjnie na wszystkie pytania, ważniejsze było to, że napisała ktury zamiast który. Dopiero opinia z poradni psychologiczno-pedagogicznej sprawiła, że nauczyciele przestali czepiać się moich błędów. Śmieszne natomiast były dyktanda z języka polskiego, z których po tym jak nauczycielka dowiedziała się, że mam dysortografie zamiast oceny 1 zaczęła stawiać mi 3 z każdego dyktanda. I nie miało znaczenia czy zrobiłam błędów 20 czy 1. Nie monitorowała tego czy faktycznie robię mniej błędów, czasem na dyktandzie poszło mi całkiem nieźle (oczywiście jak na moje możliwości), ale i tak nie mogłam dostać wyższej oceny.
Czy da się udawać dysortografa
Moim zdaniem jest to trudne (aczkolwiek uważam też, że nie ma rzeczy niemożliwych). Testy i badania psychologiczne prowadzone przez psychologa były skonstruowane tak, że raczej ciężko było udawać dysortografię. Znam osoby, które po tym jak dowiedziały się, że „mam papiery na dysortografię” i nie muszę się już przejmować tym, że dostanę 1 z dyktanda i pracy klasowej na polskim, też postanowiły swoich sił i wzięły udział w badaniu. Usilnie starały się podczas testów robić dużo błędów, ale niestety samo robienie błędów nie wystarczy aby taką opinię i papierek zdobyć i takie opinii nie uzyskały.
Jak żyć z dysortografią
Ja żyję całkiem normalnie, nie czuję się jakoś wyobcowana z tego powodu, nie mam na co dzień większych problemów z tym związanych .W sumie kiedyś myślałam, że nie mam szans na to aby zajmować się pisaniem tekstów, ale odkryłam, że było kilka znanych osób, które borykały się z tą przypadłością w śród niech są pisarze choćby Christian Andersen. Oczywiście nie nadaje się do wykonywania niektórych zawodów nie mogę pełnić funkcji korektora tekstu (jaka szkoda, zawsze chciałam niem zostać – oczywiście żartuje 🙂 ). Praca w firmach, w których wymagane jest sporządzanie oficjalnych pism też nie jest w moim przypadku najlepszym pomysłem. Ale pisanie artykułów do gazet i na portale internetowe jest możliwa 🙂 . Miałam sporego stresa, gdy po raz pierwszy pisałam artykuł do gazety i dałam go do sprawdzenia kilku osobom, żeby pozbyć się błędów i literówek (bo poza błędami ortograficznymi często też przestawiam litery). Jednak okazało się, że w redakcjach gazet pracują osoby, które mają odpowiednie zdolności i poprawiają teksty napisane przez innych.
Gdy zakładałam swoje strony internetowe i blogi to na początku trochę mnie stresowało to, że w moich tekstach na pewno znajduje się mnóstwo błędów, ale po pewnym czasie przestałam się tym całkowicie przejmować, co wcale nie znaczy, że olewam i pisze „na pałę” nie myśląc o tym czy napisałam poprawnie czy nie. Staram się nie robić błędów, ale naprawdę często nie wiedzę, że one w tekście są.
Dlaczego o tym piszę
Piszę to wszystko ponieważ niektórzy uważają, że dysortografia to nie ściema i nie wynika z tego, że komuś nie chciało się nauczyć zasad ortografii. To nie prawda, tak po prostu niektórzy mają, że robią błędy i nie robią tego specjalnie, i nie wiedzą, że je robią :).
Poza tym dostają sporo maili z informacjami, że gdzieś tam w jakimś tekście popełniłam błąd. Ogólnie to takie informacja mnie śmieszą i naprawdę poprawiają humor. Reakcje ludzi na błędy ortograficzne są różne, jednych (tak jak mnie) one śmieszą i w ogóle nie przejmują, innych strasznie denerwują i irytują. Jeszcze innym wstyd za moje błędy ortograficzne, tego typu komentarze rozśmieszają mnie najbardziej, no bo jak można wstydzić się za kogoś, skąd to ludziom przychodzi do głowy i to w dodatku z tak błahego powodu jakim są błędy ortograficzne? 🙂 . Są osoby, które piszą do mnie w tej sprawie z pretensjami no bo jak ja śmiem opublikować tekst, w którym jest błąd ortograficzny, przecież widać, że tam jest błąd, a ja mam czelność tego nie poprawiać (na takie wiadomości nie odpowiadam w ogóle i nawet nie chce mi się wtedy błędu ze strony usuwać). Są też osoby, które mają dobre intencje i informując mnie o tym, że mam gdzieś błąd robią dobry uczynek (wtedy błąd poprawiam… no chyba że zapomnę, 🙂 ) .
W związku z tymi wszystkimi komentarzami i wiadomościami postanowiła podać do publicznej wiadomości z czego wynikają błędy i literówki na tej stronie. Błędy tutaj są, były i na pewno jeszcze się pojawią. Jeśli z jakiś względów nie macie ochoty czytać tekstów/przepisów w którym mogą pojawić się błędy ortograficzne to podam Wam najprostsze rozwiązanie na świecie – po prostu nie czytajcie.
Jeśli chodzi natomiast o błędy interpunkcyjne to zgadzam się z Beatą Pawlikowską, że przecinki to forma artystycznego wyrazu i to autor tekstu decyduje o tym gdzie powinny się one znaleźć. Wy oczywiście możecie mieć własne zdanie 🙂
Moja Babcia była polonistką, więc błędy w czytanych tekstach trochę mnie bolą 😉 A odkąd wyprowadziłam się z naszego pięknego kraju, tym większą uwagę zwracam na polszczyznę, jaką się posługuję.
Co nie zmienia faktu, że też zdarza mi się robić błędy. Przez nieuwagę, ze zmęczenia albo ot, po prostu. Zdarza się. Choć, oczywiście, staram się pilnować, jak mogę 🙂
Z drugiej strony, uwielbiam zabawy słowem i językiem w ogóle; słowotwórstwo to moja ulubiona dziedzina. Na blogu często to wykorzystuję, choć nie jestem pewna, czy wszyscy Czytelnicy to chwytają 😉
Też mam papierek na „dysmózgowie”, jak to ładnie określił mój licealny kolega. W moim przypadku to dysgrafia – często dostawałam niższe oceny, bo nauczyciele nie potrafili przeczytać moich wypocin. Oczywiście, wtedy się ciszyłam, że przestali się mnie czepiać; dzisiaj uważam, że po prostu powinnam się bardziej przykładać.
Choć nadal bazgrolę niesamowicie…
Ja z kolei uważam, że czasem ludzie przesadzają i zachowują się jakby popełnienie błędu ortograficznego było końcem świata i niektórzy powinni trochę wyluzować, bo naprawdę nie ma powodów do takiej ekscytacji tym, że ktoś gdzieś popełnił błąd (oczywiście nie wszyscy) 🙂
Tak jak napisałam: każdy popełnia błędy, i nie ma tragedii 😉 Ale nagminne pisanie z błędami i twierdzenie, że „ja tak po prostu mam”, to dla mnie brak szacunku dla czytelnika. Oznaka niedbałości i braku zaangażowania.
A błędy w książkach, gdzie korektorom płaci się za ich poprawianie, to już w ogóle porażka…
Tak zostałam nauczona, i już raczej tej opinii nie zmienię 😉
Hehe no tak, tylko co ma zrobić ktoś taki jak ja, który nie widzi czy gdzieś jest błąd czy nie?