Dzień dobry! W niedzielę pogoda była naprawdę wietrzna, ale mimo to postanowiłam wybrać się na „mały spacer”. Bardzo dużo czasu spędzam przed komputerem jest to związane z moją pracą (obróbka zdjęć i filmów ślubnych zajmuje to wiele godzin spędzonych przed komputerem, do tego odpowiadanie na maila, prowadzenie bloga itp.) więc dla mnie najlepszym sposobem na relaks i odpoczynek są wszelkie aktywności nie wymagające siedzenia przed komputerem, a najlepiej gdy te aktywności wiążą się z wyjściem z domu. Ogromną przyjemność sprawia mi koszenie trawnika, grabienie liści i wszelkie prace remontowo – budowlane – serio to dla mnie świetna zabawa i czasem sobie myślę, że minęłam się z powołaniem i powinnam zostać konserwatorem lub pracownikiem gospodarczy (ale w sumie wszystko jeszcze przede mną 🙂 ).
Myślę, że takie wielogodzinne wpatrywanie się w ekran komputera nie dotyczy tylko mnie, wielu z Was też tak pracuje. Jeśli czujecie z tego powodu napięcie psychiczne (ja tak czasami mam, mózg mi się lasuje bo praca umysłowa też jest męcząca czasami wyczerpuje bardziej niż praca fizyczna) to polecam Wam robienie sobie choćby krótkich przerw w siedzeniu przed komputerem i wykonanie manualnych czynności wymagających użycia rąk i całego ciała (a nie tylko palców, które klikają myszką i uderzają w klawisze na klawiaturze), choć przez chwilę zajmijcie się jakimś zajęciem w „analogowym życiu”, użyjcie prawdziwego długopisu, nożyczek, kleju, a nie tylko skrótów Ctrl+C 🙂 . Stosuję się do tego od dłuższego czasu i zauważyła, że wbrew pozorom takie przerwy w pracy sprawiają, że moja praca przed komputerem jest bardziej efektywna, przyjemniejsza. Pisze o tym także Austin Kelon w książce, a właściwie książeczce „Twórcza kradzież”. format książki i ogólnie jej forma, niech Was nie zwodzi. To nie jest książka dla dzieci. Wydaje się, że w książce jest mało treści, ale są tam poruszane tematy bardzo aktualne i dające do myślenia. Wracam do tej „książeczki”często i za każdym razem odnajduje w niej coś nowego. (za zdjęciach cytaty z książki).
Namawiam Was też do wyjścia z domu i nie marnowania czasu przed komputerem lud telewizorem – choćby krótki spacer dobrze Wam zrobi 🙂 ! A jeśli chcecie wybrać się gdzieś dalej to poniżej macie małą inspirację na wycieczkę na Śnieżkę. Na filmie możecie zobaczyć jakie tam są ładne widoki 🙂 (tak wiem film jest kiepskiej jakości, nie oddaje nawet w niewielkim procencie pięknego krajobrazu, więc musicie się tam wybrać sami i na własne oczy zobaczyć jak tam jest fajnie). Ja dalsze i bliższe podróże uwielbiam i 2 razy nie trzeba mi powtarzać żeby gdzieś się wybrać. Wbrew pozorom żeby zwiedzać świat i podróżować nie trzeba być milionerem, najważniejsze są chęci. Jeśli się Wam nie chce ruszyć z domu to ilość posiadanych pieniędzy na koncie (lub w skarpecie) nie sprawi, że staniecie się wielkimi globtroterami.
Opis trasy na Śnieżkę z Przełęczy Okraj
Początkowo mieliśmy wybrać się do Karpacza i z tej miejscowości wyruszyć którymś ze szlaków na Śnieżkę. Jednak na 10 minut przed wyjazdem z domu doszliśmy do wniosku, że na Śnieżkę wejdziemy od Czeskiej strony.
Mieszkam około 120 km od okolic Śnieżki, więc po około 2 godzinach jazdy samochodem byłam na miejscu. Swój niedzielny „spacer” zaczęliśmy na Przełączy Okraj – tu znajduje się polsko-czeskie przejście graniczne. Zaparkowaliśmy tuż przy wejściu na szlak po polskiej stronie (parking był płatny 10 zł, można oczywiście szukać darmowej miejscówki do zaparkowania, ale nam się nie chciało). Wybraliśmy szlak czerwony, który zowie się szlakiem przyjaźni polsko-czeskiej, szlak ma 30 km, ale my oczywiście przeszliśmy jego niewielki fragment (z przełączy Okraj na Śnieżkę). Jeszcze mała uwaga dotycząca dojazdu na przełącz Okraj – ostatni fragment drogi nr 368 jest naprawdę bardzo kręty, stromy, fajnie się samochodem jedzie i podziwia widoki tylko jeśli wybierzecie tą trasę zimą musicie mieć łańcuchy na opony :).
Szlak czerwony rozpoczyna się tuż przy parkingu koło schroniska (schronisko PTTK na Przełączy Okraj) początkowo biegnie delikatnie pod górę asfaltową drogą, asfalt znika i robi się bardziej pod górę, dochodzimy do Sowiej Przełęczy (w sumie nic specjalnego, bardziej spektakularne widoki zaczną się po około 30 minutach spaceru pod gorę). Następnym punktem na szlaku jest schroniska Jelenka, do którego idzie się całkiem łatwo (choć przy mojej kiepskiej kondycji złapałam małą zadyszkę). Od schroniska do następnego punktu, którym była Svarova Hora droga jest już bardziej męcząca, bardziej kamienista i stroma (trzeba wchodzić po kamienistych stopniach – to ten etap przyczynił się do moich ogromnych zakwasów na pośladkach :)) . Za Svorovej hory (po polskiej stronie nazywa się ona Czarną Kopą) idzie się Czarnym Grzbietem prosto na Śnieżkę. Ten etap jest najbardziej spektakularny. Widoki są piękne tylko naprawdę nieźle wiało, ale za to widoczność tego dnia była fantastyczna. Przez Czarny Grzbiet idzie się raz lepiej raz gorzej, są momenty bardziej i mniej strome, bardziej i mniej kamieniste (ale idzie się raczej łatwo i przyjemnie). Dopiero na ostatnie 20-30 minut przed szczytem zaczyna się dość strome podejście, które w połączeniu z naprawdę silnym wiatrem, którego ostre podmuchy utrudniały oddychanie co naprawdę mnie wykończyło. Ale przeżyłam i weszłam!
Na szczycie ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu nie działa restauracja po polskiej stronie. 8 lat temu (wtedy byłam na Śnieżce po raz ostatni) restauracja w obserwatorium astronomicznym była otwarta. Może dlatego, że było po sezonie ta restauracja była zamknięta. Na szczęście na szczycie po czeskiej stronie znajduję się 2 restauracje gdzie można coś zjeść, skorzystać z toalety i odpocząć. W jednej z nich (w tej przy wyciągu, którą polecam bardziej – jest tam mniejszy tłok, jest więcej więcej miejsca i jest toaleta) zjedliśmy „kartoflovą polevkę” podaną z 2 kromkami chleba z kminkiem. Zupa była średnio jadalna (bez smaku i w mikroskopijnej ilości), ale chleb był pyszny (nie taka supermarketowa wata tylko prawdziwy chlebem pachnący i smakujący chleb) ja akurat kminek lubię i nie przeszkadza mi ten czeski zwyczaj dodawania kminu do pieczywa. Koszt takiego zestawu obiadowego dla 2 osób to 22 zł, w normalnych okolicznościach powiedziała bym, że to mega zdziera, ale możliwość odpoczynku w osłoniętym od lodowatego i porywistego wiatru, ciepłym miejscu była warta każdej złotówki (p.s. można tam płacić koronami czeskimi, polskimi złotówkami i euro – całe szczęście bo nie chciało by mi się wracać na dół żeby wymienić pieniądze :P, poza tym można było płacić kartą – ach ta technologia! ).
Wejście na Śnieżkę zajęło nam około 2,5-3 h łącznie z krótkimi postojami . Zejście poszło dużo sprawniej (w sumie nie wiem dokładnie ile nie liczyłam czasu). Z racji tego, że musieliśmy dotrzeć do miejsca w którym mieliśmy samochód schodziliśmy tym samym szlakiem (no prawie tym samym), przy schronisku Jelenka zmieniliśmy czerwony na żółty – asfaltowa droga biegnąca do miejscowości Mala Upa. Po dotarciu do miejscowości dobrze jest się trzymać głównej asfaltowej drogi (jeśli chce się oczywiście dotrzeć do miejsca z którego się wyruszyło 🙂 ) którą szliśmy około 10 minut w kierunku naszego samochodu zaparkowanego na Przełęczy Okraj po polskiej stronie. Po wejściu do samochodu czekała nas jeszcze 2 godzinna przejażdżka do domu i tak oto ledwo żywa i potwornie zmęczona, ale jednocześnie wypoczęta i zrelaksowana wróciłam z powrotem przed ekran komputera 🙂
Zatem nie czekajcie i na Śnieżkę marsz!