Dzień dobry! Jak Wam minął grudzień?
Zapewne większość z Was podobnie jak ja w grudniu miała pełne ręce roboty związane z przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia, a następnie byliście bardzo zajęci świętowaniem, odpakowywaniem prezentów, oglądaniem Kevina i całą masą rzeczy jakie zazwyczaj robi się w trakcie świąt. Wiec głównym motywem przewodnim tego miesiąca były oczywiście święta. Moim zdanie cała ta otoczka wokół świąt Bożego Narodzenia jest za mocno rozdmuchana. Zdecydowanie za dużo czasu w okresie przed świątecznym i świątecznym poświęca się na rzeczy i sprawy drugiej kategorii, a zapomina się o wartościach i sensie Bożego Narodzenia (ale to tak na marginesie).
Zakwas rządzi!
Jeśli chodzi o kulinarne grudniowe inspiracje – u mnie na pewno są to potrawy wigilijne. W tym roku po raz pierwszy przygotowałam zakwas buraczany i zrobiłam barszcz wigilijny z wykorzystaniem tego domowego zakwasu. Planowałam przygotować taki domowy zakwas od naprawdę dobrych kilku lat. Jednak jakoś tak zawsze wychodziło, że zbyt późno przypominałam sobie o tym zakwasie, a zakwas potrzebuje około tygodnia na fermentację więc nic z tego nie wychodziło. W tym rok postanowiłam przygotować taki zakwas dużo wcześniej na próbę i jeszcze przed świętami sprawdzić jak smakuje barszcz na domowym buraczanym zakwasie i czy warto o nim pamiętać przed Wigilią.
Moje wnioski, po przygotowaniu domowego zakwasu z buraków i barszczu na zakwasie są następujące:
- Naprawdę warto zrobić taki zakwas samodzielnie.
- Barszcz na zakwasie jest pyszny i ma nieziemski bardzo intensywny kolor.
- Sam zakwas to bardzo smaczny (mówię to jako osoba namiętnie pijąca wodę z ogórków kiszonych więc mogę być nieobiektywna 🙂 ) i zdrowy napój, który warto pić przez cały rok.
Więc jeśli jeszcze nie testowaliście przepisu na zakwas buraczany to nie czekajcie rok do kolejnych świąt Bożego Narodzenia, zróbcie go i przetestujcie już teraz. Przepisy na zakwas znajdziesz tu: zakwas na barszcz czerwony .
Melasa z granatów i karmel jabłkowy
Poza przepisami typowo świątecznymi oczywiście dalej męczyłam przepisy z książki „Warzywo” – tak jeszcze mi się nie znudziło i dam tej książce spokój dopiero wtedy gdy przetestuję wszystkie przepisy 🙂 . W tym miesiącu hitem w mojej kuchni były 2 przepisy, które stanowią dodatki do dań. Jest to melasa z granatów i karmel jabłkowy. Obydwa przepisy są naprawdę minimalistyczne i bardzo proste. Melasę z granatów przygotowuje się z soku z granatów, wystarczy ten sok długo gotować, do momentu, aż znaczna jego część odparuje. Podobnie przygotowuje się karmel jabłkowy, potrzebny jest jedynie dobry sok jabłkowy (mówiąc dobry mam na myśli taki, który nie jest robiony z koncentratu, tylko taki mętny tłoczony z jabłek), sok wystarczy dług gotować, do momentu aż zacznie gęstnieć i spora jego część odparuje. Szczegóły przepisów znajdziecie tu: przepis na melasę z granatów i przepis na karmel jabłkowy. Obydwie rzeczy używam do przyprawiania deserów, do sosów sałatkowych zamiast miodu, ale hitem jest polanie nimi owsianki – mniam!
„Alfabet ciast”
Równie często jak do Warzywa w grudniu zaglądałam do „Alfabetu Ciast” Zofii Różyckiej. Przepisy może nie są bardzo inspirujące i nowatorskie, ale za to forma książki i jej cała oprawa wizualne jest naprawdę urzekająca i przepiękna, naprawdę z chęcią do niej zaglądam – zresztą zobaczcie sami na filmie poniżej:
„W głowie się nie mieści”
Odchodząc od tematu kulinarnego chciałam Wam polecić jeden film, który naprawdę warto zobaczyć. Właściwie nie jest to film, ale bajka: „W głowie się nie mieści”. Różne są opinie na temat tej bajki, zachęcam Was też do posłuchania audycji w polskim radiu na jej temat tutaj . Mnie osobiście dziwą krytyczne spojrzenia na tą produkcję. Niektórzy krytycy filmowi ubolewają nad słabą jakość wizualną i tym, że główna bohaterka jest mało wyrazista itp. Nie skupiają się na sednie tego filmu widzą tylko to co widać na pierwszy rzut oka (naprawdę zadziwiają mnie opinie spłycające ten film jedynie do warstwy wizualnej, choć z drugiej strony taka rola krytyka filmowego). Ja uważam, że to chyba pierwsza mądra bajka dla dzieci, z której wiele mogą wyciągnąć dla siebie także dorośli. To bajka, która edukuje i pomaga rozwijać sferę emocjonalną człowiek. W szkołach nie uczy się dzieci nic na temat emocji, rodzice w domach raczej także nie mówią o tym swoim dzieciom bo sami o tę warstwę nie dbają. Wydaje mi się, że mało który dorosły wie jak zarządzać swoją sferą emocjonalną i uczuciową. Oczywiście zbyt mocno generalizuję, ale chodzi mi to, że temat emocji nie jest popularny i popularyzowany w dzisiejszym społeczeństwie w takim stopniu jak choćby ciało człowieka.
Bajka opowiada historię dziewczynki, która przeprowadza się z rodzicami do innego miasta. W trakcie trwania historii zaglądamy co jakiś czas do jej głowy i widzimy (w dość uproszczony i obrazowy sposób, ale to w końcu bajka dla dzieci, a nie film naukowy) co się tam dzieje, jak czynniki zewnętrzne działają na jej emocje i jak emocje wpływają na jej reakcje. Jedyne czego mi zabrakło w tej bajce i co mi się nie do końca podoba to, że w bajce pokazane jest jakoby główna bohaterka nie miała najmniejszej kontroli nad swoimi emocjami i że to emocje rządzą ludźmi i świadomie nie da się nic z tym zrobić. Moim zdaniem jest inaczej i człowiek może (a nawet powinien) nauczyć się zarządzać tą częścią siebie. Nie chodzi mi o to, że emocje trzeba tłumić i spychać w nieświadomość to co odczuwamy. Trzeb nauczyć się je przeżyw, akceptować, być ich świadomym i niekoniecznie od razu podążać za emocjami i działać bez zastanowienia pod ich wpływem. Poza tym nie mam żadnych innych uwag do tego filmu i gorąco go polecam.
Grudniowe książki
Zimą w związku z mniejszą ilością klientów na zdjęcia ślubne wieczory zamiast wpatrując się w ekran monitora podczas obróbki zdjęć i montażu filmów mogę poświecić na czytanie i w tym miesiącu przeczytałam naprawdę sporo książek. Wpływ na mój czytelniczy wskaźnik miał oczywiście Bookathon, czyli czytelniczy maratonowi o którym pisałam tu i tu. Poza książkami, które czytałam w ramach czytelniczych wyzwań przeczytałam jeszcze kilka innych książek, a o jednej z nich chciałabym krótko wspomnieć.
„Love, style, life” Garance Dore to książka, dzięki której ten blog kulinarny zmieni się w blog modowo-urodowy z prawdziwego zdarzenia 🙂 Oczywiście żartuję kategoria moda i uroda raczej nie leżą w obszarze moich zainteresowań na tyle żebym miała coś ciekawego do przekazania innym. Więc spokojnie nie mam zamiaru tak drastycznie zmieniać tematyki na tym blogu 🙂 . Jednak książkę, o której wspomniały już chyba wszystkie blogerki modowo-urodowe polecam i ja. Dla mnie ta książka bardzo ciekawa opowieść o różnicach w stylu życia mieszkańców Paryża i Nowego Jorku. Autorką książki jest znana blogerką (choć ja jej niestety przed przeczytaniem książki nie znałam – tak wiem jestem totalną ignorantką), która urodziła się we Francji, a następnie przeprowadziła się do Nowego Jorku. W bardzo zabawny sposób opisuje historie swojej kariery, tego jak rozwijało się jej zainteresowanie modą, fotografią oraz grafiką. Pisze o tym jak to się stało, że założyła bloga i jak jej blog i jej twórczość zdobywały uznanie coraz większej grupy odbiorców. Autorka pisze w bardzo lekki sposób ma naprawdę duży dystans do siebie i świata, i porusza tematy znacznie głębsze niż powierzchowna moda. Zachęca do podjęcia życiowych wyzwań i robienia tego co się naprawę lubi i chce się robić. Zmusza do zastanowienia się choćby nad tym co oznacza dla Ciebie sukces. Każdy może mieć jego inną definicję i ważne jest aby samemu określić co on oznacza, do czego właściwie się dąży i co się chce dzięki niemu osiągnąć. Nie ma sensu dążyć do celów, które są ważne dla innych, a kompletnie nie maja znaczenia dla Ciebie. W wielu sprawach zgadzam się z autorką, ale na niektóre tematy mam odmienne zdanie. Nie mniej jednak książkę polecam nie tylko dlatego, że ma piękną okładkę :).
Aha no i na zakończenie, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o mnie to zapraszam Was tu i tu. Dla blogi firmowe napisałam artykuł na temat prowadzenia blogów firmowych, a dla Kasi ze SweetWedding udzieliłam wywiadu na temat fotografii ślubnej i nie tylko 🙂 więc zapraszam do lektury.