Witajcie ponownie! Pamiętacie Gucia, wspominałam o nim tu. Gucio to 5 letni kundel, który błąkał się po mieście przez kilka dni, aż w końcu trafił do schroniska. Zapewne Gucio zgubił się na spacerze (miał na sobie niebieskie szelki i ogólnie przed tym jak trafił do schroniska był zadbany). Mój mąż postanowił pomóc Guciow (podobnie jak kiedyś pomógł Buni). Wzięliśmy więc Gucia do siebie na małe szkolenie. Miał zostać u nas tydzień, przez ten czas mieliśmy sprawdzić jak zachowuje się w mieszkaniu i nauczyć go kilku psich sztuczek. Po tygodniu miał wrócić z powrotem do schroniska lub do nowego domu, ale ostatecznie Gucio został u nas prawie dwa miesiące. To był naprawdę bardzo miły pieszczoch, którego można było głaskać godzinami i żal nam było z powrotem oddać go do schroniska. Naprawdę bardzo mocno się z nim zaprzyjaźniliśmy. Gucio nie pasował do ciasnej, śmierdzącej schroniskowej klatki. Uwielbiał siedzieć na kanapie i nie lubił deszczowych zimnych dni (serio gdy tylko, podczas spaceru zaczynał kropić deszcz o razu zawracał do domu), chyba każdy właściciel czworonoga chciał by aby jego pies tak się zachowywał – kto lubi spacery w deszczu rano przed pójściem do pracy? Oczywiście jacyś fanatycy deszczowej pogody się znajdą, ale dla większości upodobania Gucia, a konkretnie jego antypatia do brzydkiej pogody byłyby duża zaletą.
No i po 2 miesiącach pobytu u nas w domu tymczasowym, Gucio znalazł nowy stały dom, już przed świętami znalazła się nowa właścicielka. Z jednej strony jest to bardzo dobra nowina i cieszę się z tego ogromnie, ale z drugiej strony jest mi smutno. Naprawdę będę za Guciem tęsknić.
Ogólnie nie jestem typem osoby, która jakoś nazbyt emocjonalnie podchodzi do tematu zwierząt, mój współczynnik empatii klasyfikuje się na dość niskim poziomie i raczej nie przejmuję się zbytnio losem psów schroniskowych. To mój mąż namawia mnie na to żebyśmy pomogli danemu psu i poszukali mu domu. Ale chyba się starzeję bo Gucia było mi naprawdę szkoda i jak oglądam zdjęcia które mu zrobiliśmy to się wzruszam.