Pisałam jakiś czas temu o mojej fascynacji książką „Dzika Kuchnia” Łukasza Łuczaja. Zainspirowałam mnie ona do samodzielnego zebrania soku z brzozy – o czym napisałam tutaj : jak pobrać sok z brzozy. Książka zainspirowała mnie również do eksplorowania trawników i wszelakich terenów zielonych w poszukiwaniu czegoś do jedzenia 🙂 , bo w książce tej znajdują się przepisy, do których przygotowania potrzebne są rośliny dziko rosnące. Dwa dni temu podczas spaceru trafiłam na siedlisko gwiazdnicy i nie mogłam obok niej przejść obojętnie. Zerwałam kilka garści i zrobiłam z nią jajecznicę. Nawet przygotowałam na ten temat krótki filmiki oto on:
Jeśli nie wiecie jak wygląda gwiazdnica oto zdjęcia.
Od kiedy wiem o jej istnieniu rzuca mi się w oczy na każdym trawniku :). To roślina o drobnych listkach i drobnych białych kwiatkach, jej pędy płożą się po ziemi tworząc zwartą masę dlatego do jej zbiorów najlepiej zabrać ze sobą nożyczki i obcinać tylko górne zielone i najświeższe pędy.
Moje wrażenie po pierwszym przygotowaniu gwiazdnicy – smakuje zupełnie jak szpinak! Naprawdę!
Składniki na jajecznicę z gwiazdnicą:
– jaja – 2 sztuki
– młode pędy gwiazdnicy – garść
– ząbek czosnku
– olej rzepakowy – łyżka
– masło – łyżka
– sól
Przygotowanie:
1. Na patelnię wlej łyżkę oleju i dodaj łyżkę masła oraz nieobrany ząbek czosnku w całości.
2. Na rozgrzany tłuszcz wrzuć dokładnie umytą i posiekaną gwiazdnicę. Smaż ją kilka minut.
3. Wyjmij ząbek czosnku i wbij jajka. Mieszaj składniki do momentu aż jajka się zetną. Dopraw solą do smaku.
4. Smacznego!
I taka mała uwaga na koniec. Surowa gwiazdnica zawiera saponiny – substancje które w dużych ilościach działają niekorzystnie na organizm człowieka. Ale jak pisze autor „dzikiej kuchni” jeśli je się gwiazdnicę okazjonalnie to nie trzeba się tym przejmować. Więc się nie przejmuję i niebawem planuję zrobić spaghetti ze szpinakiem, tylko zamiast szpinaku użyję gwiazdnicy.
rzeczywiście, coś takiego widziałam nie raz w ogrodzie,w życiu bym nie pomyślała,że to się nadaje do jedzenia 🙂 muszę,i to na pewno spróbować
też bym na to nie wpadła gdyby nie książka Łukasza Łuczaja 🙂